„W końcu coś tu napisał” – to pewnie pomyśli zdecydowana większość z Was, gdy zobaczy ten wpis. Przepraszam, że nic nie wrzucam, ale po prostu czekam na nową odsłonę bloga, która powinna być już miesiąc temu tylko klasycznie jest poślizg. Co mnie skłoniło do napisania? Kolosy 2013.
Spotkania podróżników jak co roku odbyły się w Gdyni i w świadomości wszystkich króluje przekonanie, że to największa i najlepsza impreza tego typu w Polsce. Jednak prawda jest nieco inna. Owszem impreza największa, ale niestety do miana najlepszej, to jej strasznie daleko. Ale po kolei. Gorączka wysyłania zgłoszeń zaczyna się już w styczniu, ponieważ 15 stycznia upływa termin podany na stronie. To czy jest przestrzegany to już inna sprawa, bo jak to zwykle bywa, znajomi królika mogą je wysyłać dużo później. Kolejna sprawa, która irytuje chyba wszystkie osoby zgłaszające się do Kolosów, to sposób i termin ogłoszenia wyników. Domyślam się, że agencja Mart, która organizuje Kolosy (razem z miastem Gdynia) dostaje setki zgłoszeń, ale jeśli organizuje się wydarzenie tego formatu, to powinno się zachować chociaż odrobinę profesjonalizmu. Brak strony internetowej agencji to jedno a rozmowy z Panem Janowskim, kiedy będą ogłoszone wyniki, to drugie. Sam rozmawiałem z nim jednego dnia i poinformował mnie, że będą jutro. W rzeczywistości były 2 tygodnie później. O ile w moim przypadku straciłem jedynie promocyjne loty w terminie, kiedy były Kolosy, to już na przykład znajoma z Anglii, która również wysyłała zgłoszenia i też zgłosiła się z niesamowitą podróżą, musiała zrezygnować, bo dwa tygodnie przed nie było już lotów do kraju. Drugą sprawą, która de facto jest tajemnicą poliszynela i o której wie większość starych wyjadaczy festiwalowych, to sposób wypełniania wniosków na Kolosy. Znajduje się tam między innymi pytanie o zaplanowane festiwale w I kwartale bieżącego roku. Nawet jeśli masz coś swoim grafiku, to lepiej zostawić puste pole. Zwłaszcza jeśli planujesz występować np. na Włóczykiju, który moim zdaniem aspiruje do najlepszego festiwalu w tym roku. Organizatorzy Kolosów po prostu krzywo patrzą na osoby, które promują się również na innych imprezach.
Kolejną komedią, o której większość ludzi nie wie, to głosowanie na zdjęcia w konkursie Fotoblog. Oczywiście wiadomo, że jeśli z ktoś dostanie się do finałowej 24ki, z której połowa zdjęć ma zostać wybrana na podstawie głosowania internetowego, to poprosi swoich znajomych o glosowanie kilka razy dziennie.Ba! Brak zabezpieczeń na stornie pozwalał na głosowanie na swoje zdjęcie praktycznie do oporu z jednego komputera. Niestety, organizatorzy nie wzięli tego pod uwagę ani nie zrobili prostych zabezpieczeń pozwalających glosować wyłącznie raz z jednego adresu IP. A żeby było jeszcze śmieszniej to zacytuję słowa organizatorów na ich profilu na FB. „W internecie krążą nawoływania do głosowania na siebie, powstają nowe konta … Kochani, jeśli to ma być zabawa pod hasłem „kto więcej ludzi zachęci do głosowania na siebie” to podchodźmy do niej z dystansem. My i tak regulaminowo wybierzemy połowę zdjęć, starając się to zrobić zgodnie ze swoim sumieniem i posiadaną wiedzą. Nikogo nie będziemy preferować. Państwa także namawiamy do głosowania na zdjęcie a nie na osobę. Żadne zabezpieczenia nie są szczelne. Możemy tylko liczyć na Państwa dobrą wolę.” Nie oszukujmy się. Procent osób, które wejdą na stronę i zagłosują na zdjęcie, a nie na osobę jest znikomy. Jeśli w ogóle taki istnieje.
No i na koniec perełka. Kolejki. O ile w piątek nie było żadnych, bo jest to dzień, kiedy z rana większość stanowią szkoły,które na przerwie o 13.00 „kończą zajęcia”, to w weekend jest dramat.W sobotę o godzinie 14 kolejka sięgała praktycznie aż do sklepu Real, który znajduje się prawie pół kilometra od hali. Jest to o tyle przykre, że masa osób przyjechała do Gdyni z całej Polski i koniec końców cmoknęli przysłowiową klamkę. Oczywiście pojawiają się głosy, że należy przenieść imprezę na Ergo Arenę, gdzie zmieści się dwa razy więcej osób, ale tak się na 100% nie stanie. Przede wszystkim dlatego, że miasto Gdynia nie może sobie pozwolić na stratę tak kultowej imprezy. Co można zrobić? Biletować! I z całym szacunkiem, ale tłumaczenie, że jest to impreza niekomercyjna i dlatego nie można tego zrobić, wstawmy między bajki. Dzięki temu będzie możliwy odsiew osób, które pojawiły turystycznie, „bo za darmo”, a nie żeby w rzeczywistości posłuchać o podróżach. To za czym bym obstawał, to z pieniędzy uzyskanych z biletów stworzyć porządny grant lub kilka mniejszych. W tym momencie jedyna nagroda pieniężna to nagroda im. Andrzeja Zawady, która wynosi 15 tys. złotych. Już pomijam fakt, że nazywana jest nagrodą dla młodych podróżników (tj. wg. organizatorów do 35 lat.), ale prawda jest taka, że jeśli ktoś organizuje naprawdę wielkie ekspedycje to 15 tys. to śmieszna kwota. Przykład? Na rozdaniu nagród wywołano na scenę jednego z eksploratorów jaskiń podwodnych, który dostał od National Geographic grant wysokości 21 tys. euro! i to już jest sensowna kwota. Jeśli na Kolosach za karnet na cały dzień płaciłoby się 30zł i byłby komplet widzów, to można byłoby uzyskać środki na jednorazowy grant 300 tys. złotych (30zł x 5000 miejsc x 2 dni. piątku nie liczę z powodów wypisanych wyżej). A może w ogóle do samych statuetek i tabliczek pamiątkowych dołączyć nagrodę pieniężną? No ale to tylko moje obiekcje, które pewnie nigdy nie dotrą do organizatorów.
Co ja wyniosłem z Kolsów? Niespecjalnie wiele. Podróże na papierze wyglądają nieziemsko, ale mało kto potrafi o nich opowiadać tak, żeby publiczność nie zasypiała z nudy. Być może to to tylko moje odczucie, ale jeśli ktoś analizuje mi pokrywę śnieżną, to momentalnie zasypiam. Nagrodzeni zasłużenie, ale już na pierwszy rzut oka widać, że nagrodzeni albo mieli masę czasu, albo pieniędzy. Polecałbym jednak wrócić do wcześniejszej formuły kiedy to do Kolosów mogła być nominowana jedynie wyprawa, która rozpoczęła się i zakończyła w roku ubiegłym. Bardziej fair.
Boli, że nie zostali wyróżnieni tacy ludzie jak Damian Wagabunda, którego film był naprawdę świetnie zrobiony, a nie został nawet do Kolosów nominowany. Boli, że wyróżnienia nie dostali Los Wiaheros, którzy pokazują, że można pracować, podróżować, świetnie o tym pisać i dzielić się z innymi na bieżąco. Boli, że wyróżnienia nie dostała żadna kobieta, chociaż by po to, żeby walczyć ze stereotypami samotnie podróżującej płci pięknej. Boli, że sam niczego nie dostałem, ale czuję, że Kolosy zdecydowanie wygrałem. Czemu?
Tak naprawdę dopiero w tym roku poznałem Was. Czytelników tego bloga i autostopowiczów. To z Wami wolałem wyjść w czwartek, piątek czy sobotę wieczorem, podczas gdy inni prelegenci kisili się we własnym sosie na eleganckim bankiecie. Wygrałem, bo po prezentacji podchodzili do mnie uczniowie podstawówek, gimnazjów, liceów i mówili, że też chcą podróżować autostopem. Wygrałem, bo być może inni dojdą do wniosku, że można zwiedzać świat niekoniecznie będąc zawodowym podróżnikiem, a zwykłym autostopowiczem.
Przemek.
P.S Na dniach wrzucę filmik z podróży, nową odsłonę bloga i projekt podróżniczy na kwiecień 🙂